Godziny otwarcia
Poniedziałek – Piątek / 08:30 – 16:30

„A wszystko to w imię Najwyższego”

Bertrand Russell, jedyny znany mi filozof z Nagrodą Nobla, we wstępie do swojego wspaniałego dzieła „Dzieje zachodniej filozofii”, przedstawił własną wizję zmagań, jakie od początku istnienia gatunku ludzkiego, prowadzą subiektywizm i indywidualizm, z potrzebą spójności, jedności grupy, która w kolejnych tysiącleciach przybrała formę scentralizowanych państw narodowych. Russell przedstawia owe zmagania (podobnie jak Samuel P. Huntington w książce „Zderzenie cywilizacji”) jako sinusoidalny proces, w którym na przestrzeni tysiącleci powtarzają się podobne zjawiska, prowadzące do upadków i narodzin kolejnych, w ich własnym mniemaniu „wiecznych” cywilizacji. Indywidualizm prowadzi do emancypacji jednostek, które domagając się i zdobywając coraz większą dozę wolności, mają dzięki temu przestrzeń do samorozwoju. Kreatywność, swoboda myślenia i tworzenia, pozwalają na powstawanie (często na drodze prób i błędów) zachwycających dzieł sztuki, nowych idei i materialnych wynalazków. To właśnie wolności zawdzięczamy ostatecznie telefony komórkowe, panele słoneczne i internet. Indywidualizm i wolność prowadzą jednak nieuchronnie do wzrostu subiektywizmu, a w ślad za nim do relatywizmu wartości. Odmienne upodobania, talenty, charaktery i temperamenty powodują, że co innego nam się podoba, inaczej wartościujemy otaczające nas zjawiska, rzeczy i ludzi. W konsekwencji, co innego staje się ważne dla każdego z nas i tylko ludzka zdolność do kompromisów, pozwala przez jakiś czas utrzymać grupę (rodzinę), naród i państwo w jedności. Kompromis niesie ze sobą jednak konieczność podporządkowania się zasadom, które siłą rzeczy ograniczają naszą swobodę, naszą niczym nie krępowaną wolność. Im większa atomizacja społeczności, uwolnienie od istniejących niegdyś więzów, tym większa musi zaistnieć siła jednocząca, aby zrównać, ujednolicić, okiełznać i „umoralnić”. Ta siła, we współczesnym świecie przybierająca postać scentralizowanego państwa, poprzez system prawny i aparat represji, wojsko i policję, przywraca oczekiwany, po pewnym czasie upragniony przez większość porządek i chroni społeczeństwo przed ostatecznym upadkiem, moralną degrengoladą i samounicestwieniem. Niestety, czas łączenia i porządkowania, jest też czasem ograniczeń w swobodnej ekspozycji i rozwijaniu talentów i umiejętności. Następuje okres zastoju cywilizacyjnego, zapaści intelektualnej i dopiero pogarszające się warunki życia i nieznośne zniewolenie, wymuszają znowu poluźnienie okowów, liberalizację prawa i pozwalają na kolejną erupcję wolnej myśli. Proces zaczyna się od nowa. Powyższe zjawisko można zaobserwować i dzisiaj, a jego przykładem może być właściwie każde współczesne państwo (w tym również… trzecia (?), czwarta (?), zresztą już sam nie wiem, która to już Rzeczpospolita!). Najbardziej wdzięcznym polem do obserwacji jest jednak Kościół Katolicki. Powstała kilka wieków po narodzinach Chrystusa i nie mająca z kultem pierwszych chrześcijan nic wspólnego organizacja, przejęła wszystkie cechy poprzedzających ją dużych struktur cywilizacyjno – państwowych. Scentralizowaną, hierarchiczną strukturę, z jednym, nieomylnym przywódcą, który jest posłannikiem i wybrańcem Boga, prawo poddane jedynie słusznemu systemowi wartości ( oczywiście także z boskim pochodzeniem) i utrzymujących to wszystko poddanych. Mamy nawet, poprzez stworzenie sieci zakonów, system podporządkowujący kobiety, które odpowiednio zindoktrynowane, zaczynają same wierzyć w swoje „boskie” powołanie i które jako żywo przypominają wszelkiego typu kapłanki i służki, które przez wieki stanowiły tanią siłę roboczą, a często również stawały się seksualnymi niewolnicami kapłańskiej hierarchii. Mniej więcej 1500 lat istnienia Kościoła (co nie jest wynikiem szczególnym, na przykład w porównaniu do cesarstwa chińskiego), zapoczątkowane bezwzględnym podporządkowywaniem sobie zanarchizowanej ludności Europy (a później Ameryki), jest modelowym przykładem owego sinusoidalnego procesu narodzin, rozwoju i stopniowego upadku każdej cywilizacji i każdego państwa. Jak w każdej ludzkiej organizacji tego typu, także Kościół przeżywał swój „złoty czas”, w którym stopniowe oswobodzenie myśli, pozwoliło na stworzenie arcydzieł literackich, wzniosłych teorii filozoficznych oraz zachwycających budowli i innych dzieł sztuki. To twórcze, rozwijające poluzowanie intelektualnych kajdan, musiało jednak w końcu doprowadzić do Reformacji i na początku do rozpadu, a następnie stopniowej utraty pozycji Kościoła we współczesnej cywilizacji. Warto zauważyć, że praktycznie wszystkie najpotężniejsze państwa XXI wieku, w tym USA, Chiny czy Rosja, znajdują się poza jakimkolwiek politycznym i intelektualnym oddziaływaniem Kościoła Katolickiego. Podobne zjawisko można dostrzec także wśród najbardziej wpływowych państw Unii Europejskiej. Organizacja Kościoła nie odgrywa żadnej znaczącej roli, ani w zlaicyzowanej Francji, ani w protestanckich Niemczech, a jedynie znikomą we własnym mateczniku, jakim są Włochy. Poluźnienie więzów odbija się w oczywisty sposób również na spoistości samej organizacji. Wolność, prowadząca do narastającej subiektywizacji i relatywizacji wartości, musiała prędzej czy później doprowadzić do nadszarpnięcia głoszonych zasad moralnych, nadużyć seksualnych, w tym pedofilii i oficjalnie zwalczanego, a w skrytości rozpowszechnionego wśród kapłanów homoseksualizmu. Podobne zjawiska obyczajowe były zresztą udziałem rzymskiej arystokracji, czy jeszcze wcześniej, greckich właścicieli niewolników. Znakiem stopniowego upadku jest również niedopuszczalna niegdyś, a od czasów Lutra powszechna już krytyka słów i poczynań kolejnych papieży, którzy mimo formalnego prymatu, tracą wpływy i kontrolę nad funkcjonariuszami kościelnymi i uległymi niegdyś ludzkimi masami. Wydaje się zatem, że jesteśmy uczestnikami zjawiska zanikania wielkości i znaczenia kolejnej organizacji ludzkiej, a przyczyna tego tkwi w nieuniknionym procesie uwalniania indywidualności, kreatywności i wolności jednostek. Ponieważ proces musi zacząć się od początku, kolejne pokolenia będą świadkami powstania nowej, silnej organizacji społecznej, opartej o podobne pryncypia, na czele której stanie wyposażony w przymioty boskie osobnik, który uzbrojony w kodeksy i armie, doprowadzi do oczekiwanego ładu i porządku społecznego. A wszystko po to, aby jego następcy mogli znowu zliberalizować prawa, uwolnić ludzką kreatywność i ostatecznie, po raz kolejny, doprowadzić do upadku następne, wieczne i niezniszczalne Cesarstwo, niepokonaną republikę Rad, tysiącletnią Rzeszę, bądź przyszły święty i (wyłącznie we własnym, mylnym przekonaniu) powszechny Kościół. Amen.