Godziny otwarcia
Poniedziałek – Piątek / 08:30 – 16:30

I Najwyższy padł już…Sąd!

Jest taka powieść autorstwa Philipa Dicka – „Ubik”. Fabuła jest trudna do streszczenia, ale podejmę próbę. Ludzkość osiągnęła kolejne stadium rozwoju (czy na pewno?). W specjalnych instytucjach – Moratoriach utrzymywani są w stadium pośrednim pomiędzy ostateczną śmiercią a życiem ci, których rodziny stać na ofiarowanie najbliższym kilku, kilkunastu lat owego „półżycia”. Półżywi mają jednak pewną zdolność. Mogą dzięki specjalnym urządzeniom porozumiewać się ze swoimi krewnymi, doradzają, pocieszają, niekiedy czynią wyrzuty i marudzą. W książce , jak w życiu – jeżeli nie wiesz co zrobić w kryzysie osobistym finansowym czy politycznym – możesz zawsze skontaktować się ze zmarłą żoną, bratem, matką. I oni pomogą w podjęciu decyzji. A najwspanialsze z moratoriów, to – jakżeby inaczej – Moratorium Ukochanych Współbraci! W powieści Philipa Dicka  ( czy tylko w powieści?) na Ziemi żyją, pośród zwykłych śmiertelników, ludzie wyposażeni w szczególne przymioty – telepaci i jasnowidze. Ci pierwsi – czytają w ludzkich myślach, dzięki czemu doskonale orientują się w planach, zamiarach i marzeniach ludzi, ci drudzy –  potrafią przewidywać co zrobią inni i dzięki temu mają zdolność wpływania na ich zachowanie. Z ich destrukcyjnym, szpiegowskim działaniem  i  wpływem na ludzkość, próbują poradzić sobie inercjałowie, którzy podejmują wysiłki mające na celu osłabienie wpływu telepatów i jasnowidzów. Tylko dzięki nim można jeszcze ochronić prywatność i nie pozwolić sobą sterować, poprzez przechwytywanie myśli i manipulowanie zachowaniem. Niestety, w powieści „Ubik” (jak w życiu!) –  inercjałowie zostają pokonani. Dzieje się to w specyficzny sposób. Świat cofa się o kilkadziesiąt lat, a oni zostają wyniszczeni, ulegając psychicznej destrukcji i fizycznemu unicestwieniu. Tracą siły rozdzielając się, przez co ginie ich moc  i jeden po drugim wysychają, aż ostatecznie zetlą się, umierając w samotności, w poczuciu bezsilności i beznadziei. Poza służącymi swojemu anonimowemu przez cały czas panu – telepatami i jasnowidzami, pozostaje przy życiu On – Jory. Samotny, nienawidzący świata „półżywy”, który powoduje, że wszystko wokół cofa się w czasie i traci wszelkie swoje zdobycze. Jak w tym czasie, czasie walki telepatów i jasnowidzów z inercjałami, poczynają sobie tzw. „zwykli ludzie”, Philip Dick nie pisze. Można się zatem tylko domyślać, że manipulowani przez jasnowidzów, otrzymują to czego by chcieli i co dostrzegają, jako ich potrzeby, telepaci. Pewno nie przeszkadza im to, że tracą wolność, że stają się marionetkami w rękach tych, którzy przejęli nad nimi wpływy. Może nawet nie dostrzegają, że świat podąża w kierunku przeszłości i chaosu, a zniszczeniu ulega wszystko to, co jeszcze niedawno było im tak cenne.

To dziwna powieść. Tak dziwna jak czasy, w których przyszło nam żyć. Niby chcieliśmy niezawisłych sądów, Trybunału Konstytucyjnego, Rzecznika Praw Obywatelskich, niezależnego od rządu i parlamentu Prezydenta. A gdy to wszystko ulega sponiewieraniu spopieleniu – udajemy, że wszystko jest w porządku. Niestety, jako naród nie zdajemy egzaminu z demokracji. Jesteśmy tak przewidywalni, że wystarczy być najbardziej prymitywnym „telepatą” lub „jasnowidzem”, aby pokierować nami jak zaślepionym, bezwolnym stadem.

Jak w powieści Philipa Dicka finalny efekt jest jeden – całkowity chaos. Chaos, w którym człowiek nie będzie już nic rozumiał z otaczającej go rzeczywistości. Zwykły, „normalny” człowiek już dzisiaj traci ową „normalność”, przestaje pojmować o co w tym wszystkim chodzi i komu ma wierzyć.  Jak napisał Stanisław Lem o „Ubiku”: „Wewnątrz świata rażonego obłędem …normalność zachowują tylko ludzie. Dick poddaje ich więc ciśnieniu przeraźliwej próby i w jego fantastycznym eksperymencie niefantastyczna pozostaje tylko psychologia bohaterów. Walczą oni zajadle, z nacierającym zewsząd chaosem, którego źródła są właściwie niedocieczone…Osobliwości Dickowych światów biorą się zwłaszcza stąd, że dogłębnemu rozszczepieniu i powieleniu ulega w nich – jawa… Końcowy efekt jest zawsze taki sam: rozróżnienie między jawą a zwidem okazuje się niemożliwością”. 

Istotnie, kolejne zmiany fabuły powieści Philipa Dicka, wprowadzają chaos, który niekiedy uniemożliwia wręcz odnalezienie się w akcji, prowadzonej przez autora „Ubika”. W pewnej chwili nie wiadomo już którzy z bohaterów żyją, który jest „półżywy”, a który całkowicie martwy. Rozglądam się wokół i pytam: Czy Sąd Najwyższy jeszcze żyje, czy jest już „półżywy”?. I jak szybko osiągnie stan całkowitej „martwoty”? Jak Trybunał! Czy ten prawny chaos, w którym już nikt nie jest w stanie śledzić na bieżąco zmian przepisów i rozumieć ich treści – to jawa? Czy kiedyś wróci normalność? Czy naprawdę Jory potrafił cofnąć znany nam świat o kilka dziesięcioleci? Smutne. Niegdyś Janek Wiśniewski, dzisiaj Sąd Najwyższy – padł!  A nam, zwykłym mieszkańcom tego kraju, pozostaje tylko śmiech przez łzy i gogolowskie: „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”

Aha! Zapomniałem wyjaśnić, czym był tytułowy Ubik. To cudowny środek, reklamowany wszędzie i na wszystko. Panaceum na rozkład i zniszczenie. Ale w swojej magicznej postaci, dostępny tylko nielicznym. Bowiem, niestety – także Ubik uległ erozji czasu, będącej wynikiem negatywnego oddziaływania Jory. I z jedynego antidotum na zmarnotrawienie ludzkiej cywilizacji, stał się jeszcze jedną kosmetyczną pomadą. Jak w dzisiejszej Polsce – Rozum!  A gdy Rozum śpi … pozostaje tylko żelazna pięść bez- Praw(i)a i ślepota nie – Sprawiedliwości!